10 najlepszych piosenek Nicka Cave’a + recenzja filmu „20 000 dni na Ziemi”

Nick Cave fot. Archiwum Artysty/NajlepszePiosenki.pl


Pamiętam, że za zdaną maturę zażyczyłam sobie od rodziców świeżutko wydane „The Best of Nick Cave & The Bad Seeds”.

Może to trochę dziwić, bo Cave i jego zespół nie kojarzą się z artystami z największymi przebojami, ale pamiętajmy, że płyty były wtedy (rok 1998) bardzo drogie (tzn. kosztowały mniej więcej tyle samo co teraz) i nie tak łatwe do zdobycia. A mnie bardzo podobały się albumy „Let Love In” (przyjaciółka miała kasetę) i „Murder Ballads”, podobnie jak kilka innych numerów, które kojarzyłam z MTV, więc wymyśliłam, że w ten sposób lepiej poznam twórczość Australijczyka. Miesiące słuchania tej składanki sprawiły, że mam do niej wielki sentyment, dlatego proszę się nie oburzać, iż większość z najlepszych piosenek Nicka Cave’a znajduje się na „The Best of Nick Cave & The Bad Seeds”.

„Tupelo”

Do dziś mam dreszcze na samą myśl o tym utworze. Odgłosy burzy, niepokojący basowy rytm, perkusja atakująca znienacka, drapieżny wokal, a w kontrze harmonijne chórki. Coś pięknego. Ta podskórna nerwowość, dzikość i iście plemienny klimat.



Numer, jak i całą płytę „The Firstborn Is Dead” zarejestrowano w sławnych berlińskich Hansa Studios. Utwór opisuje narodziny Elvisa Presleya podczas wielkiej nawałnicy w Tupelo, Missisipi. Kawałek luźno nawiązuje do piosenki John Lee Hookera o tym samym tytule.

„The Weeping Song”

To pierwsza piosenka zespołu Nick Cave & The Bad Seeds, którą kojarzę. Niewykluczone, iż słyszałam inne wcześniej, ale w pamięć wryła mi się właśnie ta. Pewnie dlatego, że leciała sobie od rana do nocy na MTV. Teledysk, przyznaję, robił wrażenie, bo najzwyczajniej w świecie był dziwaczny, ale przede wszystkim spodobała mi się piosenka, z ładną, balladową melodią, głębokimi dźwiękami kotłów i tym frywolnym klaskaniem.

„Loverman”

Z „Let Love In” można wybrać w zasadzie każdy utwór. Do mnie najbardziej przemawia „Loverman”. Już sam układ kompozycji jest ciekawy. Zazwyczaj bowiem to refreny są łagodniejsze, tu mamy odwrotną sytuację. Po delikatnych, cichych, szeptanych zwrotkach następuje rozsierdzony, rozdrażniony, głośny refren. Jak zwykle na tej płycie mamy też świetną, mroczną, niepokojącą aranżację.

„Midnight Man”

Zdecydowanie wolę ostrzejszego, bardziej drapieżnego Nicka Cave’a, niż tego refeleksyjno-stonowanego. „Midnight Man” może nie jest najbardziej wściekłym kawałkiem, jaki nagrał, ale lubię ten numer z uwagi na aranżację i produkcję. Momentami to tylko krok od kakofonii. Instrumenty „przekrzykują” się i najprościej mówiąc jest spory harmider, a jednak przez ten dźwiękowy gąszcz z sukcesem przebija się coś tak niepozornego jak tamburyno.

„Fifteen Feet of Pure White Snow”

Jedna z ładniejszych piosenek Nick Cave & The Bad Seeds. Może to przez ten motyw na pianinie rodem z Mike’a Oldfielda, może z uwagi na pewną elegancję i mięciutko śpiewane „all night long”, urokliwie melancholijne „na na na” czy ogólną delikatność, której nie potrafią zachwiać mocniejsze fragmenty refrenu. Po prostu jest bardzo, bardzo ładnie.

Polecam teledysk. Udział Jarvisa Cockera z Pulp czy brytyjskiego aktora Noah Taylora („Charlie i fabryka czekolady”, „Tomb Raider”, „Gra o tron”) może odrobinę zaskakiwać, ale prawdziwym szokiem jest… pląsający Jason Donovan (tak, ten od „Especially for You” czy „Sealed With A Kiss”).

„Do You Love Me?”

Kolejny „hicior” z MTV. Świetna kompozycja, świetna, brudna gitara, świetne nawiedzone klawisze i świetny klimat rodem z „Twin Peaks” (także w teledysku), a do tego ten niemal dansingowy refren. Miód, malina.


„Red Right Hand”

Czasem zdarza się tak, że słuchamy w domu jakiejś piosenki i jej nie doceniamy. Potem w jakichś dziwnych okolicznościach usłyszymy ją u kogoś w radiu albo na jakiejś imprezie i zdajemy sobie sprawę jaki to znakomity utwór. W przypadku „Red Right Hand” zawsze wiedziałam, że to piosenka genialna, ale utwierdził mnie w tym przekonaniu skądinąd całkiem udany serial „Peaky Blinders”. Piosenka pojawia się w produkcji z Cillianem Murphym jako motyw przewodni i jest to wybór zdecydowanie udany. Producenci „Peaky Blinders” nie są zresztą pierwsi, którzy zauważyli potencjał tej kompozycji. Wcześniej pojawiła się ona m.in w… komedii „Głupi i głupszy”.

Organowa solówka jest absolutnie genialna.

Tytułowa „Red Right Hand” to każąca ręka Boga, a cytat został zaczerpnięty z „Raju utraconego” Johna Miltona.

Arctic Monkeys grali kawałek na koncertach i wydali go nawet na japońskiej wersji płyty „Humbug”.

„Henry Lee”

Wśród morderczych ballad najsłynniejszą jest „Where the Wild Roses Grow” (czytaj o kompozycji w tekście 9 najlepszych piosenek Kylie Minogue), a zaraz później duet z PJ Harvey. Fantastyczny, mroczny walczyk.

„The Mercy Seat”

W tym przypadku mamy do czynienia z bardziej surowym wcieleniem Nicka Cave’a i jego grupy. Przybrudzone, wręcz punkowe brzmienie, przez które przebijają się coraz bardziej śmiałe smyki.

Piosenka opowiada historię człowieka, który ma być stracony na krześle elektrycznym. Tytułowe „Mercy Seat” (miłosierne krzesło), odnosi się zarówno do tronu, na którym zasiada Bóg, którego mężczyzna ma niebawem spotkać, jak i elektrycznego krzesła, na którym ma zginąć. W tekście pojawiają się odniesienia do Starego Testamentu (oko za oko, ząb za ząb) i chrześcijańskie symbole.

„Into My Arms”

Najbliższe kołysanki, co Nick Cave & The Bad Seeds mają w repertuarze to właśnie „Into My Arms”. Skromna, niemal ascetyczna fortepianowa ballada nagrana wyłącznie z pomocą pianina i akustycznego basu.

Nick Cave wykonał utwór na pogrzebie swego przyjaciela, Michaela Hutchence’a z INXS.

„20 000 dni na Ziemi” RECENZJA

„20 000 dni na Ziemi” już za sam pomysł zasługuje na uznanie. Twórcy postanowili bowiem przybliżyć nam dzień numer 20 000 z życia Nicka Cave’a. Jednocześnie jednak próbują streścić nam pozostałe 19 999 dni.

Dzieło Jane Pollard i Iaina Forsytha to zmyślne, sprytne połączenie dokumentu i fikcji. W sumie artyści, łącznie z Cave’em, trochę nas oszukują. Niby to widzimy „przeciętny” dzień wokalisty. Poranna toaleta, załatwianie spraw na mieście, obiad u kolegi z zespołu, oglądanie telewizji z dziećmi. Wiadomo jednak, że Australijczyk nie jest przeciętnym człowiekiem, dlatego jego dzień nie może być przeciętny. Stąd pewna fabularyzacja zdarzeń, ich kumulacja, synteza życia artysty zamknięta w dobie i ubarwiona elementami niemal z gatunku science fiction (goście w aucie muzyka). Nick zwierza się psychoanalitykowi, przegląda archiwalne zdjęcia, pamiątki, bierze udział w nagraniach, pisze na maszynie. Przez ten jeden dzień, dowiadujemy się więc sporo o jego dzieciństwie (jak ojciec czytał mu „Lolitę” Nabokowa), szalonych latach 80. (z których niewiele pamięta), spotkaniu swej przyszłej żony (piękny opis miłości od pierwszego wejrzenia). Z Kylie Minogue wspomina Michaela Hutchence’a, a z Rayem Winstone’em rozmawia o występach przed publicznością. Odkrywamy też jego artystyczne wnętrze. Nick Cave dzieli się swoimi opiniami na temat muzyki, opowiada tym, jak jego zdaniem powinna być zbudowana dobra piosenka, co znajdujemy w jego tekstach, czym dla niego są koncerty.

„20 000 dni na Ziemi” jest filmem zarówno dla fanów, jak i dla osób postronnych, które bez wątpienia docenią piękne zdjęcia, zabawę dokumentalną formą, ciekawie prowadzoną narrację. Twórcom udała się bardzo fajna sztuczka przedstawienia Nicka Cave’a jednocześnie jako zwykłego faceta, który narzeka na pogodę w Brighton, a zarazem charyzmatycznego, nieprzeciętnego muzyka występującego w Sydney Opera.

20 000 dni na Ziemi (20,000 Days on Earth)
Premiera w Polsce: 31 października 2014
Dystrybucja: Gutek Film


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze