Pixies to podstawa amerykańskiej alternatywy. Ulubieńcy Davida Bowiego, Thoma Yorke’a czy Kurta Cobaina, a z młodszych Briana Molko odwiedzą nasz kraj i za niespełna miesiąc, 16 listopada 2016, wystąpią w Poznaniu, w hali Arena. Przyjadą promować najnowszy album „Head Carrier”, ale w repertuarze na pewno nie zabraknie starszych utworów. W oczekiwaniu na występ, wybraliśmy 11 najlepszych piosenek Pixies.
Będziemy mieć dla Was biletowe niespodzianki, ale o tym wkrótce.
11. „Hey”
Linia melodyczna sobie, wokal sobie. Takie przynajmniej można odnieść wrażenie. Kapitalnie się jednak ten utwór rozbuduje, rozrasta w refrenie. Bardzo ciekawie skonstruowane nagranie. Jest też w „Hey” pewna ujmująca melancholia.
10. „Isla de Encanta”
Niekoniecznie oczywisty wybór. Supersurowa, superprosta rzecz. Włączamy silnik i do przodu. Tak, jest po hiszpańsku, ale i tak brzmi jak Pixies.
9. „Um Chagga Lagga”
Powód, dla którego warto wybrać się na koncert do Poznania. To znaczy powodów pewnie jest sporo, ale nowy singel dowodzi, że po pierwsze zespół jest w formie, po drugi gra jak za starych dawnych lat. Teledysk nakręcił Black Francis, czyli wokalista kapeli z pomocą Louis Collin.
8. „Alec Eiffel”
Utwór odnosi się do Aleksandra Gustawa Eiffela, czyli konstruktora wieży Eiffla w Paryżu i Statui Wolności. Frontman Pixies był na tyle zafascynowany postacią francuskiego inżyniera, że postanowił napisać o nim piosenkę. Muzycznie wyróżnia się przede wszystkim szalejąca perkusja.
7. „Gigantic”
Wyjątkowo Kim Deal w roli głównej na wokalu. Nie znaczy to, że jest jakoś łagodnie, delikatnie. Pixies hałasują jak zwykle, ale głos Kim ładnie dźwięczy.
Pisząc ten utwór basistka inspirowała się filmem „Zbrodnie serca”, muzycznie natomiast muzycy powołują się na Lou Reeda.
6. „Here Comes Your Man”
Muzyczka niczym Beach Boys. Do tego akustyczne gitary, których nie powstydziłoby się R.E.M. Na szczęście wokal jakiś taki przyjemnie nieprzyjemny. Na pewno jedna z bardziej popowych propozycji w repertuarze Pixies. Na weselu na pewno by się sprawdziło 😉
5. „Debaser”
Głęboki bas, metaliczna, rozwścieczona gitara, wokalne harmonie, wrzeszczący Frank i szalejące tamburyno. Kwintesencja brzmienia Pixies. Z jednej strony wydaje się, że to jakiś potworny chaos, z drugiej że śliczna piosenka do radia.
Ten dziwny numer zainspirowany był jeszcze dziwniejszym artystycznym filmem „Pies andaluzyjski” Luisa Buñuela. Tak, Pixies to inteligenci.
4. „Cactus”
Nerwowy, oparty na zapętleniu utwór. Świetnie budowane napięcie, choć brakuje kulminacji w postaci jakiejś totalnej rozpierduchy. Kawałek opowiada o uwięzionym mężczyźnie, który tęskni za żoną.
3. „Velouria”
Mój osobisty faworyt w repertuarze Pixies. Może przez sentyment, bo to pierwszy klip bostończyków, który zobaczyłam na MTV. Przez jakiś czas, był to ten „zespół na skałach”. Ładne metaliczne brzmienie, dwugłos, chwytliwy refren. Musiało spodobać się nastolatce;) W nagraniu wykorzystano theremin – wydający jękliwe, kosmiczne dźwięki instrument uwielbiany przez twórców soundtracków do filmów science fiction.
2. „Where Is My Mind?”
Kapitalny zwodząco-wyjący motyw. głuche, puste brzmienie perkusji i świdrująca gitara. Nic z tego nie wydaje się przyjemne, a jednak utwór bardzo udany.
Nagranie wykorzystano w filmie „Fight Club” Davida Finchera.
Świetny cover popełnił zespół Placebo. Na tyle dobry, że Frank Black wykonał z nimi piosenkę na żywo.
1. „Monkey Gone to Heaven”
Znów ślicznie wyeksponowany bas, trochę nerwowości, trochę łagodności. Zgrabna melodia skontrowana z szorstkim momentami brzmieniem oraz nietypowa dla Pixies rzecz – kwartet smyczkowy. Według „Rolling Stone’a” piąty najlepszy singel 1989 roku i numer 410 w zestawieniu 500 najlepszych piosenek wszech czasów.