8 najlepszych piosenek 30 Seconds To Mars

30 Seconds To Mars fot. Universal Music Polska || NajlepszePiosenki.pl


Nawet Oscar dla Jareda Leto nie wpłynął pozytywnie na reputację zespołu – media wciąż gardzą 30 Seconds To Mars. Postaram się jednak udowodnić, że nawet wasi śmiertelni wrogowie mają w zanadrzu kilka godnych uwagi kawałków.

Wiem, wiem, tytuł powinien raczej brzmieć: „piosenki, po słuchaniu których nie będziesz chciał ogłuchnąć”. Okazało się, że nawet Oscar dla Jareda Leto nie wpłynął pozytywnie na reputację zespołu – media wciąż gardzą Marsami. Postaram się jednak udowodnić, że nawet wasi śmiertelni wrogowie mają w zanadrzu kilka godnych uwagi kawałków.

„Edge Of The Earth”

Na początek coś z zamierzchłych czasów, gdy co drugiej kapeli przypinano nu-metalową łatkę. Przy debiutanckim longplayu 30 Seconds To Mars palce maczali między innymi Bob Ezrin (producent albumów Pink Floyd i Jane’s Addiction) i MJ Keenan z Tool. Niepokojące, zimne brzmienie nie powinno być więc zaskoczeniem. W klipie możecie zobaczyć, jak wyglądał pierwszy Echelon (tak nazywa się zgromadzenie fanów zespołu), gdy nie dominowały w nim egzaltowane panny. Kawałek „Edge of the Earth” nie może być taki zły, skoro towarzyszy graczom „Need For Speed”.



„End Of The Beginning”

Kolejny numer z lat debiutu Thirty Seconds To Mars. Nie liczcie na to, że usłyszycie go na żywo – podejrzewam, że Jared Leto nawet nie pamięta tekstu do „End of the Beginning”. Istnieje szansa, że poznacie go w wersji instrumentalnej, gdy wykupicie wejściówkę na soundcheck (cóż za duch przedsiębiorczości – sic!). Dominująca w tym utworze industrialna perkusja jest żywym dowodem na to, że gdyby Shannon Leto nie grał tam gdzie gra, krytycy uznawaliby go za jednego z lepszych perkusistów w branży.

„From Yesterday”

W tym wypadku wyróżnienie należy się raczej za teledysk, niż samą piosenkę. Ilość eyelinera i wyprostowanych grzywek może przyprawić o mdłości, ale tak wyglądały wtedy najmodniejsze zespoły. Nie bez powodu Jared Leto zdobył tytuł „Księcia ciemności” Fuse TV. Klip ponoć kosztował dwa miliony dolarów i był pierwszym nakręconym w Zakazanym Mieście. Możemy kręcić nosem na wartość muzyczną, ale pod względem estetycznym to majstersztyk.

„The Fantasy”

Sprawne ucho rozpozna w tekście nawiązanie do klasyka „Smells Like Teen Spirit” Nirvany. Numer „The Fantasy” nie był singlem, ale od razu zyskał status jednego z ukochanych nagrań wśród fanów. Utrzymany w EMOcjonalnej, screamowej stylistyce, dobrze sprawdziłby się jako ścieżka dźwiękowa do produkcji anime. Na żywo jest wykonywany bardzo rzadko. Jeżeli pojawi się na setliście zbliżającego się koncertu w Rybniku, pod sceną zawrze.

„Night Of The Hunter”


Moim skromnym zdaniem, to najlepszy utwór jaki kiedykolwiek nagrała grupa 30 Seconds To Mars. Trzeci krążek „This Is War” zdefiniował ich styl, który wymyka się typowym klasyfikacjom. Jared Leto nie zrezygnował z natchnionego wokalu, ale wreszcie przestał wydzierać się jak marcujący kocur. Wartością dodaną są niebanalne teksty i znów świetna perkusja, która tylko potwierdza moją teorię o niewykorzystanym potencjale Shannona Leto.

„Hurricane”

Spośród wszystkich propozycji w dorobku Thirty Seconds To Mars, to właśnie numer „Hurricane” odniósł największy sukces komercyjny. Złośliwi narzekali, że łudząco przypomina przebój „Apologize” Timbalanda i One Republic. Popowa ballada była skazana na sukces. W rozszerzonej wersji udziela się sam bóg w osobie Kanye Westa. Za to w promocyjnym teledysku pojawiają się trzy zmory konserwatywnego audytorium: seks, przemoc i fotograf Terry Richardson.

„Stranger In A Strange Land”

Gdy posłuchacie wspomnianego albumu „This Is War”, łatwo dostrzeżecie, że jeden numer nie pasuje do pozostałych. W „Stranger in a Strange Land” gitary i przepełniony emocjami wokal zastąpiła solidna porcja elektroniki. Utwór brzmi jak hołd złożony Nine Inch Nails i jednocześnie powrót do industrialnych korzeni. Nikt nie spodziewał się takiego oblicza Thirty Seconds To Mars, ale to była jednorazowa przygoda prowadząca do katastrofy.

„Birth”

Czwarty longplay Thirty Seconds To Mars, „Love Lust Faith + Dreams” miał być początkiem nowej drogi. Singiel ” Up In The Air” wysłano nawet w kosmos. Otwierający dzieło utwór „Birth” jest rzeczywiście zwiastunem czegoś nietypowego. Kusi odrealnionym, teatralnym charakterem. Niestety, zamiast surrealizmu i ekspresji, z każdym kolejnym numerem zbliżamy się do tragikomedii. Gitary kurzą się gdzieś w kącie, a na scenie wypierają je akrobaci i dmuchane aligatory. Przebojowym, popowym petardom („Conquistador”) towarzyszą nudne, kiczowate balladki („Bright Lights”).

Kilka dobrych, różnorodnych kawałków w dyskografii pokazuje, że 30 Seconds To Mars stać na wejście do pierwszej ligi. Jednak na własne życzenie skazują się na śmieszność.

22 czerwca Thirty Seconds To Mars zagrają na stadionie miejskim w Rybniku. Przed kapelą braci Leto pojawi się Dawid Podsiadło. Poniżej sam Jared Leto zaprasza na koncert.

5 kwietnia Thirty Seconds To Mars zagrali koncertu w Bangkoku. Oto tracklista tego koncertu, która zapewne nie różni się drastycznie od tej, która zastanie zaprezentowana w Rybniku.

„Birth”
„Night of the Hunter”
„Search and Destroy”
„This Is War”
„Kings and Queens”
„Conquistador”
„Do or Die”
„City of Angels”

Set akustyczny:
„Hurricane”
„The Kill (Bury Me)”
„The Race”
„Stay” (Rihanna cover)
„Closer to the Edge”

Bis:
„Up in the Air”


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze