Pochodząca z Irlandii i przez kilka lat działająca w duecie Moloko Róisín Murphy w ostatnich latach za nic nie chciała być postrzegana za wokalistkę serwującą imprezowe kawałki. Zmieniło się to w tym roku. Artystka stanęła do walki o miano królowej densfloru. Z niezłym skutkiem. „We Got Together” to potwierdza.
Jej poprzednie dwa albumy – „Hairless Toys” i „Take Her Up to Monto” siliły się na bycie krążkami o artystycznych, eksperymentalnych obliczach. Raz wychodziło to lepiej, raz gorzej. Dopiero tegoroczna świeżynka “Róisín Machine” jest tym albumem irlandzkiej wokalistki, o którym mogę powiedzieć, że to jest to. To, na co czekałam.
Trudno wskazać najlepszy moment wydawnictwa, lecz ja póki co skłaniam się ku nagraniu „We Got Together”. Energiczna kompozycja wyróżnia się z tłumu za sprawą szorstkich, na pierwszy rzut ucha nieco uwierających bitów, a powtarzane fragmenty tekstu wprowadzają w klubowy trans. Po tak genialnej porcji parkietowej muzyki od Murphy aż chce się zapytać Dua Lipa who? Lady Gaga who?
Róisín Murphy – We Got Together