Muzyczna wiadomość miesiąca, a może kilku nawet ostatnich miesięcy. Phil Collins wciąż żyje i rusza w trasę. W ramach trasy o wdzięcznej nazwie „Still Not Dead Yet”, Anglik odwiedzi także Polskę, niestety Stadion Narodowy, który na koncerty nadaje się mniej więcej tak, jak czołg na wyścigi Formuły 1.
Mimo rozczarowania związanego z miejscem występu i tak ciszymy się ogromnie, że Phil Collins znów jest w formie, by grać na żywo. O solowych piosenkach artysty już pisaliśmy w artykule 12 najlepszych piosenek Phila Collinsa, więc pora na Genesis. W końcu na koncertach, Phil gra także numery zespołu.
12. „Dodo/Lurker”
„Abacab” to chyba moja najmniej ulubiona płyta Genesis, choć ciężko powiedzieć dlaczego. „Dodo/Lurker” to zapewne najdziwniejsza, najbardziej nieoczywista propozycja w zestawie. Rozbudowana, z wieloma zmianami tempa, klimatycznymi syntezatorami i wciąż progresywnymi naleciałościami.
Stronę B singla dopełniały nagrania „Naminanu” i „Submarine”.
11. „No Son Of Mine”
Druga moja najmniej ulubiona płyta Genesis to „We Can’t Dance”, głównie dlatego, że w 1991 roku kochałam Pearl Jam, Metallicę i Guns N’Roses, a repertuar z 14. albumu Genesis jakoś nie wpasowywał się w rockowo-grune’ową stylistykę. Dziś jednak z pewnym sentymentem wspominam „No Son Of Mine”. Utwór z tekstem o trudnym dzieciństwie, o stosującym przemoc ojcu, dla którego bez problemu znalazło się miejsce w ramówce MTV.
10. „The Brazilian”
Genesis z Philem Collinsem na wokalu to był naprawdę wyjątkowy zespół. Jak na jednej płycie można zamieścić lekko zwariowane „Land of Confusion”, tęskne „Tonight, Tonight, Tonight” i eksperymentalne „The Brazilian”? Będę się upierać, że instrumentalne „The Brazilian” spokojnie może uchodzić za jedno z pierwszych industrialnych nagrań. Wstępu z elektroniczną perkusją nie powstydziłby się Trent Reznor.Dalej robi się już bardziej przestrzennie i melodyjnie.
Numer powstał w wyniku zabawy muzyków w studiu.
9. „Duchess”
Melancholijna, a nawet smutna piosenka z bardzo ładną linią wokalną. Utwór opowiada o rockowej diwie, której kariera przebrzmiała. Nagranie jest częścią suity, w której skład wchodzą także „Behind the Lines”, „Guide Vocal”, „Turn It On Again”, „Duke’s Travels” oraz „Duke’s End”.
Wideo nakręcono w Liverpool Empire Theatre.
8. „In Too Deep”
Genesis z lat 80. jak i sam Phil Collins potrafili pisać naprawdę ładne ballady. Tę docenił nawet Patrick Bateman, czyli grany przez Christiana Bale’a główny bohater filmu „American Psycho”. – „In Too Deep” to najbardziej wzruszająca popowa piosenka lat 80. – mówił do dwóch prostytutek tuż przed ich zamordowaniem. – O monogamii i zaangażowaniu.
7. „That’s All”
Kolejna piosenka Genesis z zaskakującymi zmianami tempa. Zaczyna się jak knajpiany, niemal countrowy numer. Dalej mamy wzmocniony, bardzo popowy refren, a następnie piękne liryczne przejście. Całość w zamyśle muzyków miała przypominać przeboje The Beatles.
„That’s All” było pierwszą piosenką w repertuarze Genesis, która dotarła do top 10 w USA.
6. „Domino”
Domino to dwuczęściowy utwór. Pierwsza część to balladowe „In the Glow of the Night” z ejistowym bitem rodem z przebojów Sandry, znakomitym mocniejszym fragmentem i ślicznym finałem z wokalnym popisem Phila Collinsa. Druga część, „The Last Domino”, zdecydowanie bardziej rozpędzona, wręcz nerwowa. Niczym skrzyżowanie tematu z „Nieustraszonego” z Kraftwerkiem. Niesamowite, że tyle się w tym nagraniu dzieje, a jednak wciąż jest to zgrabne, lekkie i trzyma się kupy.
Jak wyjaśniał Tony Banks, pierwsza cześć jest bardzo osobista, o utracie ukochanej kobiety, druga surrealistyczna z elementami koszmaru.
Każdy, kto chce się nauczyć ładnie mówić „can’t” z angielską wymową, powinien słuchać, jak Phil Collins śpiewa „can’t you see what you are doing to me”.
5. „Follow You Follow Me”
Pierwszy singel z albumu „…And Then There Were Three…”, którym Genesis zainaugurowali działalność jako trio (po odejściu gitarzysty Steve’a Hacketta). Wciąż słychać progresywne elementy, ale i wyraźne brzmienie klawiszy. Sentymentalna piosenka o zauroczeniu, zakochaniu, do której tekst napisał Mike Rutherford.
4. „Squonk”
Piosenka z pierwszego albumu Genesis po odejściu Petera Gabriela. Jak wiemy, miejsce za mikrofonem zajął perkusista, Phil Collins.
Tytułowy „Squonk” to mityczna postać z amerykańskich legend. W zamyśle muzyków, kawałek miał przypominać „Kashmir”. I jak się wsłuchać w konstrukcję utworu, może kojarzyć się z klasykiem Led Zppelin.
3. „Silver Rainbow”
Jeśli o mnie chodzi, na albumie „Genesis” nie ma słabego nawet pół dźwięku. „Silver Rainbow” to ani singel, ani jakiś tam cichy faworyt fanów, a dla mnie dowód na prawdziwy geniusz Genesis. Nie sposób powiedzieć, czy to wolna piosenka czy szybka. Czy bardziej syntetyczna (w końcu strzelają syntezatory), czy jednak organiczna (z uwagi na wysunięty fortepian). Na pewno fantastycznie pulsująca, pełna niespodzianek i emocji. Że o dziwnym tekście nie wspomnę.
2. „Mama”
Ależ ten facet ma głos. „Mama” ma mnóstwo zalet, w końcu to już dziś klasyk. Od nerwowego wstępu, przez mroczne „ha ha he”, ale jakoś zapomina się, że Phil Collins robi w tym utworze niesamowite rzeczy ze swym głosem.
Wysławialiśmy już pod niebiosa ten utwór Genesis, więc polecamy lekturę tekstu 5 najlepszych piosenek zespołów, które powinny się reaktywować przyjechać do Polski na koncerty.
1. „Home by the Sea”
Powiedzcie, że znacie lepszą piosenkę o duchach? Numer, którego trzeba słuchać naprawdę głośno. Może nie sprawia takiego wrażenia, ale są tam fantastyczne niskie dźwięki, które „rozkwitają” dopiero przy odpowiedniej liczbie decybeli.
Utwór o nawiedzonym domu, ale nie tylko. Jest tu bowiem drugie dno. – To też piosenka o ludziach uwięzionych w swej przeszłości i o tym, jak nie potrafią się z niej uwolnić – tłumaczył Phil Collins.
P.S. Niech ktoś się zlituje nad piszącą te słowa i powie, jaki instrument wydaje ten rezonujący dźwięk, powtarzający się przez zwrotki.
Phil Collins
Miejsce: Warszawa, PGE Narodowy
Data: 26 czerwca
Organizator: Live Nation
Wydarzenie na Facebooku
Byłam na tym koncercie. I może prawda z tym dopasowaniem miejsca do fantastycznego koncertu (..czołg- f1) najgorętszy dzień czerwca- było prawie 40′, dach zamknięty- puszka- nie było czym oddychać, co pić- tylko piwo zostało w sprzedaży (woda rozeszła się już po supporcie) .. głos nie zawsze dobrze było słychać..ale… to było moje największe muzyczne marzenie- być na koncercie Philla… I…
Nie żałuję!!!😃😃😃
Kocham faceta😍😍😍