Wystarczyło jedno zdjęcie, by o Lorde znów było głośno. Artystka nic osobiście nie potwierdziła, ale my już wiedzieliśmy – lada chwila usłyszymy jej nowe piosenki. Jedna z nich już zadebiutowała, ale warto powspominać i starsze kawałki. Te polecamy szczególnie mocno.
Lorde na scenie pojawiła się nagle. Nastoletnia dziewczyna z leżącej na końcu świata Nowej Zelandii wyśmiała show biznesowy blichtr w swoim singlu „Royals” i z miejsca stała się ulubienicą alternatywnej młodzieży. Zadebiutowała w 2013 roku krążkiem „Pure Heroine”, który na całym świecie rozszedł się w ilości przekraczającej 6 milionów kopii. Płyta miała szansę zgarnąć Grammy w kategorii Best Pop Vocal Album, lecz Lorde pokonał Bruno Mars z „Unorthodox Jukebox”. Drugi krążek wokalistki, „Melodrama”, ukazał się w 2017 roku, a w ramach jego promocji artystka po raz pierwszy zawitała do Polski. Obecnie czekamy na jej trzeci album, roboczo zatytułowany „Solar Power”.
5. „Royals”
Kompozycja, od której wszystko się zaczęło. Piosenka była pierwszym oficjalnym singlem wydanym przez pochodzącą z Nowej Zelandii wokalistkę. W świecie opanowanym przez pięknych i bogatych, gdzie rekordy wyświetleń biją nawijki raperów o kasie i drogich autach, „Royals” okazało się być utworem brutalnie szczerym. Lorde przyznaje w swoim numerze, że sława i pieniądze nie są tym, co najbardziej potrzebne jest jej du życia.
„Royals” dotarło na szczyty list przebojów w takich krajach jak Kanada, Wielka Brytania, USA i Nowa Zelandia. Piosenka okazała się być jednym z największych hitów 2013 roku, a w 2014 roku przyniosła Lorde dwie nagrody Grammy.
4. „Green Light” (remix)
Należałam do tych fanów Lorde, którzy niezbyt chętnie sięgali po singiel „Green Light”, który zwiastował jej drugi studyjny album „Melodrama”. Piosenka wydała mi się taka.. aż za bardzo ciosana pod listy przebojów. Po czasie się do tego elektropopowego, euforycznego numeru przekonałam, ale większe wrażenie robi na mnie interesujący, jeszcze bardziej przebojowy remix w wykonaniu Chromeo. Ma funkową lekkość, której zabrakło mi w oryginale.
3. „Ribs”
Utwór „Ribs” nie został wybrany na jeden z oficjalnych singli z „Pure Heroine” (przegrał między innymi z „Team” i „Tennis Court”), ale miano zwykłego promo singla wystarczyło, by kawałek zwrócił na siebie uwagę. Ja lubię w nim zestawienie niespiesznych melodii inspirowanych pop-housem z pełnym obaw tekstem. Lorde poświęciła tematykę swojej kompozycji wchodzeniu w dorosłość i lęku, jaki ona potrafi wywołać. Niby tańczymy, ale z tyłu głowy mamy myśli, że wkrótce nasze złote lata dobiegną końca.
2. „Everobody Wants to Rule the World”
Popularność Lorde sprawiła, że oczy twórców płyty z muzyką do filmu „Igrzyska Śmierci” zwróciły się na młodą artystkę. W efekcie jedna z jej piosenek pojawiła się na albumie „The Hunger Games: Catching Fire – Original Motion Picture Soundtrack”. Był nią cover „Everybody Wants to Rule the World”. Oryginał w połowie lat 80. zarejestrowała kapela Tears for Fears. Wersja Lorde znacznie odbiega od oryginału. Jest mroczniej, surowiej i potężniej.
Obok Lorde na soundtracku pojawiły się premierowe nagrania takich sław jak Christina Aguilera, Patti Smith, Coldplay i The National.
1.”Writer in the Dark”
Nie została singlem. Wiele osób nawet nie wymienia jej w gronie swoich ulubionych punktów albumu „Melodrama”. Dla mnie jednak „Writer in the Dark” jest nie tyle perełką drugiej płyty Lorde, co najlepszą piosenką w jej karierze. Prosta ballada zachwyca przepełnionymi emocjami wokalami artystki, która stara się złożyć na nowo swoje rozbite serce. Tak bezbronnej jej jeszcze nie słyszeliśmy. Jest niesamowicie smutno, ale i bardzo magicznie.
Wielu krytyków wykonanie Lorde porównuje do tego, co w latach 80. na albumie „Hounds of Love” prezentowała Kate Bush. Przed paroma miesiącami zaś „Writer in the Dark” znalazło się na wysokim 8. miejscu zestawienia najbardziej emocjonalnie niszczących piosenek, które przygotował magazyn „Entertainment Weekly”.
Solar Power
Za wcześnie, by premierowy singiel Lorde umieszczać w jakichkolwiek rankingach, ale przyznać muszę jedno – nie jest to piosenka „na raz”. Warto posłuchać jej kilka razy. Popowe, lekkie „Solar Power” brzmi jak wakacyjny, plażowy hymn. Dodając do tego nakręcony w Nowej Zelandii klip przedstawiający beztroskie chwile spędzone na plaży, otrzymujemy najbardziej pozytywny, optymistyczny, słoneczny numer w karierze artystki. A cała płyta, podobno, już na dniach.
Za produkcję „Solar Power” odpowiada rozchwytywany ostatnio przez wszystkie śpiewające panie (między innymi Lanę Del Rey i St. Vincent) Jack Antonoff. W chórkach piosenki usłyszeć zaś możemy Clairo i Phoebe Bridgers.