Snoop Dogg, Armored Saint, Garbage, FFS, Franz Ferdinand, Sparks, De La Soul, Nas, Christina Aguilera, Patrick The Pan, Dawid Podsiadło, Editors, Jamie xx, Giorgio Moroder, Britney Spears, Paulina Przybysz, Natalia Przybysz – oto 11 najlepszych piosenek kwietnia 2015.
Snoop Dogg – „So Many Pros” (ft. Pharrell Williams)
Snoop Dogg w ciągu swojej długoletniej kariery nagrywał utwory genialne, kiepskie i całkiem sporą dawkę dobrych. „So Many Pros” należy do tych ostatnich. Jest w nim wystarczająco dużo muzyki by po kilku przesłuchaniach całkiem go polubić. Piosenka ta jednak nie trafiłaby do naszego zestawienia 11 najlepszych piosenek kwietnia 2015 gdyby nie absolutnie czadowy teledysk.
Niby pomysł jest prosty – wykorzystajmy stare plakaty filmowe – kluczem jednak w tym przypadku jest znakomite wykonanie. Pod koniec filmiku widać, że przy klipie pracowało naprawdę dużo osób. Trudno się dziwić – taki efekt nie może być owocem pracy jednego człowieka. A kierował nimi wszystkimi François Rousselet.
Na wokalu pojawia się nie tylko Pharrell Williams, ale także Charlie Wilson, Chad Hugo oraz Rhea Dummett.
Piosenka „So Many Pros” promuje album „Bush” – trzynasty w dorobku rapera. Płyta ukaże się 12 maja.
Armored Saint – „Win Hands Down”
Jestem w tym gronie sympatyków zespołu Anthrax, którzy zdecydowanie wolą wcielenie z Johnem Bushem, niż starą Indianką (pardon, Joeyem Belladonną). Wielka szkoda, że panom nie udało się dogadać. Na szczęście Bush znalazł sobie miejsce w Armored Saint, a kapela właśnie zapowiedziała pierwszy album od 5 lat. Do czerwca trzeba czekać na „Win Hands Down”, ale już teraz można rozkoszować się dźwiękami tytułowego utworu. Soczyste, dynamiczne, motoryczne, pełne energii, hardrockowe granie. I ten głos! Myślę, że nawet z Piotrem Rubikiem brzmiałby fantastycznie. Ta siła, głębia, moc, ekspresja i nie tak w obecnych czasach powszechna męska barwa. Jeden z najbardziej niedocenianych wokali w ciężkim graniu.
Za reżyserię klipu odpowiada Andrew Nethery.
Garbage – „The Chemicals”
Dzień sklepu płytowego ma wiele zalet. Po pierwsze, nam starym piernikom przypomina o czymś tak wspaniałym jak sklep płytowy, po drugie hołduje tradycji fizycznych nośników muzyki, dokładnie winylów, a po trzecie, dzięki tej inicjatywie co roku otrzymujemy serię ekskluzywnych nagrań, w tym od wykonawców, którzy na co dzień są niezbyt płodni. W tym przypadku – Garbage. W ubiegłym roku Shirley Manson i jej koledzy nagrali z okazji Record Store Day m.in. „Girl Talk” z udziałem Brody Dalle (aka pani Joshowej Homme). W tym roku, do współpracy zaprosili Brian Aubert z Silversun Pickups. Efektem numer „The Chemicals”. Zmysłowy, mroczny, melancholijny, ale z pazurem. Nieoczywista kompozycja, ciekawe brzmienie, piękne harmonie.
Czarno-biały teledysk wyreżyserowała Sophie Muller.
FFS – „Collaborations Don’t Work”
Moim zdaniem Franz Ferdinand to obok Arctic Monkeys najlepsza brytyjska rockowa formacja, która postała w XXI wieku. Muzyka Szkotów, choć na wskroś rockowa i czerpiąca z tradycji jest jednak od razu rozpoznawalna, oryginalna. Grupy Sparks natomiast zupełnie nie znam, ale są to dwaj panowie (zresztą bracia) pod siedemdziesiątkę tworzący od niemal 50 lat muzykę rockową, ale zdecydowanie tę bardziej ambitną odmianę.
FFS to nic innego jak połączenie tych dwóch kapel, czyli po prostu album nagrany we współpracy. Kompozycja „Collaborations Don’t Work” to autoparodia mówiąca o tym, że tego typu współprace raczej nie kończą się wielkim sukcesem. Nam się jednak ta kolaboracja bardzo podoba – piosenka trwa ponad sześć minut i dzieje się w niej naprawdę dużo.
De La Soul & Nas – „God It”
Yes, yes, yes! Oj, stęskniliśmy się za Nasem, a jeszcze bardziej za De La Soul. Na szczęście zarówno Nasir Jones, jak i nowojorska hiphopowa grupa pracują nad nowymi płytami. Na razie jednak umilają nam oczekiwania wspólnym kawałkiem „God It”. Jazzujący, lekko marszowy, bardzo fajny. Za produkcję odpowiada G_Force.
– Ta piosenka nie trafi na nowy album, ale zapowiada dobrą muzykę, którą szykujemy – zapewniają muzycy.
Nie trafi na album, ale za to trafia do naszego zestawienia 11 najlepszych piosenek kwietnia 2015.
Nowy longplay De La Soul jeszcze nie ma tytułu, ale już zrobiło się o nim głośno. Amerykanie postanowili bowiem sfinansować dzieło z pomocą fanów. Uruchomili więc na Kickstarterze kampanię, chcąc zebrać 110 tysięcy dolarów, tymczasem wpłynęło pond 600 tysięcy zielonych. Brawo ludzie!
Christina Aguilera – „The Real Thing”
Nic na to nie poradzę, ale mam jakąś słabość do Christiny. Jest trochę tandetna, kiczowata, nawet wieśniacka, ale kurde, ma kawał głosu i jak dać jej nieco bardziej drapieżny materiał, sprawdza się znakomicie i jest… the real thing.
„The Real Thing” to właśnie tego typu utwór. Z pazurem i przytupem, energiczny, nagrany z prawdziwymi instrumentami (niezła gitara). Pewnie, mogłaby darować sobie kilka ozdobników, ale poza tym jest bardziej niż w porządku.
Numer powstał na potrzeby serialu „Nashville”, w którym Aguilera wystąpiła gościnnie. Jak można się domyślać, cykl opowiada o scenie country. „The Real Thing” oczywiście ma klimat charakterystyczny dla stolicy gatunku, ale ładnie pożeniony z popową przebojowością i rockowym charakterem.
Patrick The Pan – „Niedopowieści” feat. Dawid Podsiadło
Patrick The Pan to wcale nie Patryk, lecz Piotr Madej, wokalista, gitarzysta i pianista. Muzyk właśnie wydał drugą płytę („…niczym jak liśćmi”, premiera 4 maja), którą promuje bardzo ciekawa kompozycja „Niedopowieści”. Mroczna, a może nawet posępna, w niemal the cure’owy sposób, a jednocześnie pełna wrażliwości i ekspresji. Delikatna dzięki akustycznej gitarze, ale ładnie wzbogacona innymi, nieoczywistymi dźwiękami. Gdyby to było mało zachęty, gościnnie zaśpiewał i zagrał na puzonie Dawid Podsiadło.
Editors – „No Harm”
Jeśli słuchacie 11 najlepszych piosenek kwietnia 2015 po kolei, pewnie zaczyna wam się w głowie kręcić. Po pop-countrowej X-tinie, surowe, elektroniczne Editors może być poważnym szokiem. Numer może zresztą szokować też ot tak, po prostu. Klimat się zgadza, mrocznie i melancholijnie, jak to u Edtitors, poza tym jednak zupełnie inaczej. Nie ma melodii, raczej melorecytacje i zadziwiająco wysokie zaśpiewy, metaliczna, migocząca elektronika, monotonny rytm, lekko ambientowy klimat i progresywna gitara. Może się nie spodobać, ale zaintryguje na pewno.
Kawałek zapowiada piąty longplay zespołu Birmingham. Prace podobno zakończono w marcu.
Jamie xx – „Gosh”
Pierwsza płyta The xx była moim zdaniem genialna i całkiem słusznie otrzymała Mercury Prize w 2010 roku. Kolejne wydawnictwo grupy – choć również całkiem udane – powielało jednak patenty z debiutu. W tym kontekście musi cieszyć, że „Gosh” to jednak kompozycja dość odmienna od tego, do czego przyzwyczaił nas Jamie xx. Dużo więcej tu elektroniki, zapętlenia niż mrocznego przynudzania (jakże atrakcyjnego).
Kompozycja zapowiada debiutancki album Jamiego xx. Płyta „In Colour” ukaże się 1 czerwca.
Giorgio Moroder – „Tom’s Diner” feat. Britney Spears
Piosenka Giorgio Morodera z Sią („Déja vu”) pewnie ma większe szanse stać się hitem lata, ale „Tom’s Diner” to bardzo pozytywne zaskoczenie. Britney Spears się spisała, dodając do coveru piosenki Suzanne Vegi swego wciąż dziewczęcego (choć 33-letniego) wdzięku. Niby to kolejna wariacja na temat odrodzonego, nowoczesnego disco, skojarzenia z ostatnią płytą Daft Punk nieuniknione (w końcu Giorgio przy niej robił), ale jest coś w tym utworze ciekawego, niebanalnego.
Paulina i Natalia Przybysz (Archeo) – „Burning Down The House”
Siostry Przybysz raczej inspirowały się latami 90. niż 80., ale jak widać moda na ejtisy nikogo nie ominie. I dobrze, ich interpretacja przeboju Talking Heads jest znakomita. Paulinie i Natalii udało zachować się lekko pokręcony styl oryginału, z tą świetną, suchą perkusją i klimatem rodem z gier Atari i ani trochę nie zbliżyć do wersji, skądinąd całkiem fajnej, jaką swego czasu zaproponował Tom Jones z Niną Persson. A głosy dziewczyn zawsze wypadają wspaniale.
– Aranż numeru jest megaspontaniczny i niestandardowy. Zaprosiłyśmy dwóch perkusistów – opowiadała Paulina. – Marcin Ułanowski i Hubert Zemler, który wykorzystał syntezator, metalofon, balafon i tempelbloki. Poza naszymi wokalami nic więcej w numerze nie ma i to jest to. Praca z Natalią jak zwykle pełna skrótów myślowych. Śpiewanie razem jest zawsze trochę jak powrót do domu. Im dłuższa rozłąka tym milej, to nasz ekskluziv. Dla mnie numer przywodzi teraz emocje z wciągającej gry komputerowej.
Piosenka promuje składankę „Sounds Of The 80s”.