11 najlepszych piosenek Slasha

Slash fot. Warner Music Poland/NajlepszePiosenki.pl


Slash wraca do Polski, więc z tej okazji, pochylimy się nad dziełami jednego z najlepszych gitarzystów naszych czasów (2. miejsce na liście „The 10 Best Electric Guitar Players” magazynu „Time”, 65. w zestawieniu „Rolling Stone’a”, „The 100 Greatest Guitarists of All Time”).

Żeby nieco sobie utrudnić zadanie, postanowiliśmy wybrać najlepsze piosenki Slasha i z jego udziałem, pomijając (niemal całkowicie) dokonania Guns N’ Roses.

„You Could Be Mine”

Zaczynamy od tego jednego wyjątku. Wybrałam „You Could Be Mine” z bardzo prostego powodu – to moja ulubiona piosenka Guns N’ Roses na dodatek z mojego ulubionego filmu („Terminator 2: Dzień zagłady”). Piłująca gitara Slasha pięknie tu kontrastuje z mocnym basem Duffa i naprawdę świetną grą Matta na perkusji. Ogólnie, numer prima sort. Zadziorny, soczysty i przebojowy.

Kawałek pochodzi z płyty „Use Your Illusion II”, acz powstał jeszcze podczas sesji do „Appetite for Destruction”, co w sumie słychać. Numer wyróżnia pewna agresja, która zniknęła po debiucie kapeli.

Kiedy okazało się, że „You Could Be Mine” trafi do obrazu Jamesa Camerona, odtwórca tytułowej roli, Arnold Schwarzenegger, zaprosił muzyków do domu na kolację. Arnie występuje też w klipie do piosenki, wcielając się w postać T-800.

Słowa utworu „we’ve seen that movie too”, to nawiązanie do piosenki Eltona Johna „I’ve Seen That Movie Too”.

Velvet Revolver – „She Builds Quick Machines”

Velvet Revolver to była całkiem fajna supergrupa. Panowie potrafili pisać naprawdę zgrabne, na wskroś rockowe piosenki. Może nie wiekopomne hymny, ale naprawdę solidne kawałki na swoimi poziomie. Wokal Scotta Weilanda nieźle pasował do motorycznego grania i miękkiej gitary Slasha. Szkoda, że z kolesiem trudno się dogadać, bo może doczekalibyśmy się kolejnych tak dobrych numerów jak „She Builds Quick Machines”.

To taki rockowy taran z niezłym przyspieszeniem, utwór, który nie baczy na przeszkody i sunie do przodu. Jest wpadająca w ucho melodia, chwytliwy refren, organiczna produkcja, energia. Po prostu, rock and roll.

W klipie możemy podziwiać muzyków wcielających się we współczesnych cowboyów. Za reżyserię odpowiada Dean Karr.

„Watch This”

Pierwsza solowa płyta Slasha to w zasadzie impreza z kumplami (i koleżanką Fergie). Do pracy przy albumie „Slash” gitarzysta zaprosił kolegów z Guns N’ Roses, Ozzy’ego Osbourne’a, Chrisa Cornella, Iana Astbury z The Cult, Kid Rocka, Adama Levine’a z Maroon 5 (fuj!) i Fergie. Taki, rockowy szwedzki stół. Wyszedł eklektyczny zestaw, gdzie każdy z gości dodał swoje charakterystyczne przyprawy do Slashowej gry.



„Watch This” to efekt współpracy z Grohlem i Duffem McKaganem. Instrumentalny, siarczysty, lekko nerwowy kawałek pachnący nieco dawną Metallicą.

„We’re All Gonna Die” (feat. Iggy Pop)

Jeszcze jedna piosenka z płyty „Slash”. Hedonistyczna propozycja od Iggy’ego Popa z lekko filozoficznym zacięciem (skoro i tak wszyscy umrzemy, więc bawmy się jak najlepiej, sikając na ziemię – w skrócie i uproszczeniu). Pop wniósł do piosenki swój klasyczny luz i muzyczną szorstkość, a całość dopełnia radosne tamburyno.

P.S. Gdyby ktoś chciał posłuchać więcej połączenia Slasha i Iggy’ego, niech sięgnie po płytę „Brick by Brick” wokalisty z 1990 roku.

„One Last Thrill”

Wśród gości na krążku „Slash” znalazł się także Myles Kennedy z Alter Bridge, z którym gitarzyście tak dobrze się pracowało, iż nagrał z nim całą płytę „Apocalyptic Love” (a potem jeszcze „World on Fire”).

Szybko, mocno i do przodu. „One Last Thrill” to fajny, rozpędzony utwór z potężnym ładunkiem energii. Trochę Motörhead, trochę Queens of the Stone Age. Ważne, że pędzi i porywa.

„Shadow Life”

Zaczyna się jak przewidywalna ballada Metalliki, ale już po chwili wchodzi kapitalny, skoczny rytm. Moc, power, energia. Jak zwał tak zwał, ale to numer, który sprawia, że człowiek myśli tylko o tym, by wybrać się na rockowy koncert, i pośpiewać głośno i donośnie. Ta piosenka ma wszystko, co fani rockowego grania lubią. Wyrazistą perkusję, gęste riffy, pełen emocji śpiew. Trochę marszu, trochę ballady. Coś do skakania i falowania rękami. Rzecz z typu zaczepno-zadziornych.


Ciekawostka, za inspirację do piosenki posłużyła postać Dona Drapera z serialu „Mad Men”.

„Avalon”

Heavymetalowa galopada? Proszę bardzo. Slash, Myles i panowie z The Conspirators potrafią i tak. Nagrania z drugiej płyty tej ekipy są na wskroś rockandrollowe i z większym kopem niż roczne zapasy Red Bulla, czego „Avalon” jest świetnym przykładem. Nie ma w tej piosence większej filozofii, kompozycyjnej akrobatyki, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, by się dobrze bawić.

Rihanna – „Rockstar 101”

Slash zaliczył kilka smakowitych gościnnych występów. O „Always on the Run” Lenny’ego Kravitza już pisaliśmy. O „Give In To Me” Michaela Jacksona również. Przyszła więc pora na Rihannę. Przy takim tytule, nic dziwnego, że gwiazda z Barbadosu sięgnęła po talent kudłatego muzyka. Szkoda tylko, że nie wykorzystała Slasha bardziej. Jasne, piosenka jest nieco bardziej agresywna, mimo popowo-hiphopowego charakteru ma rockowy sznyt, a w teledysku RiRi przebrała się za naszego ulubionego gitarzystę, ale, żeby jego solo czy riffy nas atakowały niemiłosiernie i bezlitośnie, to nie powiem.

Alice Cooper – „Hey Stoopid” (feat. Slash)

No to jeszcze jeden gościnny popis Slasha. U Alice’a Coopera gitarzysta pojawia się w miarę regularnie. Można go usłyszeć na płytach „The Decline of Western Civilization Part II: The Metal Years”, „A Fistful of Alice”, „Along Came a Spider” i „Hey Stoopid”. Z tej ostatniej pochodzi przebojowy numer tytułowy. Hardrockowa klasyka początku lat 90. Seksowna melodia, solidny rytm, przyjemne, niezbyt inwazyjne gitarowe granie.

Trzeba przyznać, że Alice nie ma problemów, by namawiać innych do współpracy. W piosence „Hey Stoopid” gra także Joe Satriani a w chórkach udziela się Ozzy Osbourne (jego kozi śpiew całkiem wyraźnie słychać w wersie „you know, I know”).

„The Unholy”

Z balladami jakoś nigdy nie jest mi po drodze. Wyjątek stanowią grunge’owe melancholie. „The Unholy” to może nie do końca grunge’owa piosenka, bardziej po prostu power ballada z potężnym, refrenem, ale w zwrotkach Myles uderza w chropowate tony, które powodują skojarzenia z Chrisem Cornellem i Soundgarden/Temple of The Dog.

„You’re a Lie”

Numery z „Apocalyptic Love” nie brzmią tak mocno i soczyście, jak te z „World on Fire”, ale singlowe „You’re a Lie” daje radę. Odrobina bluesa, solidne gitarowe chłostanie, charakterystyczne zagrywki Slasha i naprawdę świetny popis wokalny Kennedy’ego.

– To był drugi utwór, jaki zaprezentowałem zespołowi – opowiadał Slash. – Miał wtedy inny refren. Chcieliśmy wywalić tę piosenkę do kosza, ale wpadłem na pomysł nowego refrenu.

– Dwa razy zmienialiśmy aranżacje – dodał frontman tuż przed premierą piosenki. – To była ostatnia rzecz, jaką zrobiliśmy w studiu, ale pierwsza, którą publikujemy.

Tekst opowiada o zdradzie, ale nie tylko. – Dla mnie to opowieść o głosiku, który mamy w sobie, który czasem każe nam w siebie wątpić – wyjaśnia Myles. – Podważa nasze atuty, umiejętności. W tej piosence chodzi o to, by w to nie wierzyć, by nie słuchać tego głosu.

Numer dotarł na szczyt Canadian Active Rock, gdzie rządził przez 5 kolejnych tygodni.

Slash zagra w Kraków Arenie 20 listopada. Gitarzysta pojawi się na scenie z wokalistą Mylesem Kennedym oraz zespołem The Conspirators. Panowie przyjadą promować album „World On Fire”, który miał premierę we wrześniu. W roli supportu zobaczymy Monster Truck.

Plan koncertu:
18:30 – otwarcie bram
20:00 – 20:35 – Monster Truck
21:00 – 22:30 – Slash

Ceny biletów w przedsprzedaży/ w dniu koncertu:
Golden Circle (wyodrębniona strefa na Płycie przy scenie) – 350 zł / 370 zł
I kat. – 270/290 zł
II kat. płyta stojąca – 220 / 240 zł
III kat. – 90/210 zł

Sprzedaż: Shop.metalmind.com.pl

A już jutro konkurs – będziemy mieli dla was bilet do wygrania na krakowski koncert Slasha.


Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze