Scena Here&Now to następczyni zlikwidowanej AlterKlub Stage (a dawnej World). Nazwa uległa zmianie, ale nadal możemy tu liczyć na dobry hip-hop, funk czy dancehall. Mnie kojarzy się z najdzikszymi koncertami. W tym roku raczej nikt nie połamie tu sobie żeber (wybaczcie osobiste wycieczki), ale nie zabraknie niespodzianek.
Bastille – „Overjoyed”
Wiocha, kicz i piszczące małolaty. Ze wspomnianym hip-hopem Bastille nie mają nic wspólnego, a pod sceną na pewno będzie tłoczno. Przeboje z debiutanckiego longplaya „Bad Blood” są katowane przez rozgłośnie radiowe i nawet najbardziej wyrozumiali słuchacze nabawią się wkrótce refluksu. Bastille grozi los Hurts – zespołu tak eksploatowanego, że stał się synonimem złego gustu. Wybieram zatem melancholijny numer „Overjoyed”, który krążył w eterze zanim wybuchło szaleństwo na ich punkcie.
MØ – „Pilgrim”
Miała być gwiazdą Free Form Festival. Gdy w ostatniej chwili przełożono imprezę na jesień, Mikołaj Ziółkowski natychmiast ściągnął ją na Open’er Festival. Dunka nagrała jeden z najlepszych electropopowych krążków roku, choć dopiero debiutuje. Zazwyczaj każdy skandynawski artysta zyskuje na starcie dodatkowych dziesięć westchnień uwielbienia od hipsterów i ludzi „świadomych” muzycznie. W przypadku MØ muzyka broni się sama, niezależnie od pochodzenia.
Ben Howard – „Esmeralda”
Jego występ to prawdziwa gratka dla fanów stylu Eda Sheerana, Toma Odella a nawet Mumford & Sons. Znakami rozpoznawczymi Howarda są folkowe melodie, niegłupie teksty i charakterystyczny, ciepły wokal. Nostalgiczne numery Anglika dobrze sprawdzają się jako tło do babskich pogaduszek przy herbatce i serniczku, więc nie jestem pewna, czy obronią się na najbardziej zwariowanej scenie festiwalu.
Pusha T – „King Push”
Wielu narzeka, że w tym roku Open’er traktuje hip-hop po macoszemu. Na największych scenach nie pojawi się gwiazda światowego formatu. Jako przykład pada nazwisko Kendricka Lamara, który zagrał rok temu na Open’er Stage, tuż po Blur. Pusha T to jednak nie byle kto. Współpracował z Kanye Westem, Pharellem Williamsem i właśnie Lamarem. Wraz z bratem w grupie Clipse nagrał cztery płyty. Wydany w ubiegłym roku solowy materiał „My Name Is My Name” zebrał – słusznie – znakomite recenzje. Przekonamy się, czy tytuł „King Push” należy mu się także za wstępy na żywo.
Earl Sweatshirt – „Chum”
Nadzieja amerykańskiego hip-hopu, a zarazem chłopak z przeszłością. Przymusowy wyjazd do poprawczaka na Samoa omal nie zamknął mu drogi na szczyt. Dziś tryumfuje jako ważny punkt kolektywu Odd Future obok takich sław jak Frank Ocean czy Tyler, The Creator. Set na Open’erze zdominują numery ze świetnie przyjętego krążka „Doris”, na czele z singlem „Chum”.