Czemu kiczowate piosenki robią w furorę w wakacje? Bo jest nam wszystko jedno. Słońce świeci, alkohol wydaje się mniej szkodliwy, pracy/szkoły nie ma (przynajmniej na chwilę), więc jeśli atakują nas skomasowanymi syntetycznymi dźwiękami, nawet jeśli teksty są głupie jak but z lewej nogi i tak mało nas to rusza… bo jest fajnie, miło, ciepło. Oto skromne 7 najlepszych piosenek na lato.
Mr. President – „Coco Jambo”
To coś z kategorii hit-kit. Piosenka jest straszna, koszmarna, blondynka z potworną fryzurą śpiewa migdałami, a w tle popiskują jakieś psuedofujarki. Raper jest równie zwinny i gibki w swym rymowaniu co Gerard Piqué w biegu. Jest jeszcze jedna panna, ruda, które prawdę mówiąc nie wiadomo, co tam robi. Klip do majstersztyków też nie należy. Trochę relaksacyjnych klimatów (plaża, hamak, te sprawy) i trochę dziwnych, mrocznych, plemiennych wątków. Generalnie wszystko jest źle, ale znajdźcie osobę, która choć raz nie bawiła się przy tym numerze, i to dobrze.
Las Ketchup – „The Ketchup Song”
Kolejny dowód na to, że w wakacje wszystko się może zdarzyć. „The Ketchup Song” to przecież jakiś kosmiczny poziom absurdu i bezsensu – od tytułu po taniec. Mamy jednak latynoski klimat, panny z brzydkimi makijażami śpiewające po hiszpańsku, słoneczny klip i roznegliżowane dziewczęta, więc machamy rączkami i jest pięknie.
Los del Rio – „Macarena”
A skoro o dziwnych tańcach mowa… no właśnie. Spróbujcie w środku zimy, na trzeźwo zatańczyć macarenę. Cóż, lepiej, żeby nikt tego nie kręcił, bo zostaniecie gwiazdą YouTube’a. Jeśli jednak temperatura jest +25, stroje są kolorowe i skąpe, a w tle jakieś palmy albo chociaż morze, mamy do czynienia z choreograficznym wypasem.
Kaoma – „Lambada”
Młodzież może nie pamięta, ale jeszcze przed macareną była lambada (był rok 1989). Znów akcenty latynoskie, a dokładniej brazylijskie. Grupa Kaoma co prawda pochodziła z Francji, ale już śpiewająca Loalwa Braz urodziła się Rio de Janeiro. Ze wszystkich letnich tańców, ten chyba jest najprostszy, chodzi bowiem o to, by kręcić tyłkiem i rytmicznie, acz dość energicznie, przestępować z nogi na nogę.
Ricky Martin – „La Copa De La Vida”
Co jakiś czas początek wakacji dominują piłkarskie rozgrywki (Mundial/Euro) i wtedy jest dodatkowy powód do zabawy, tańców i uciech. Ze wszystkich dotychczasowych piłkarskich piosenek, Ricky Martin broni się najlepiej i po latach wciąż swym plemiennym rytmem zagrzewa do walki/tańca (co kto woli, co kto umie). Jasne, są bardziej ambitne kawałki („World in Motion” New Order) albo bardziej… egzotyczne („Koko Euro Spoko”), ale hymn Mundialu z Francji z 1998 roku wciąż się broni i gwarantuje dobrą zabawę.
Zbigniew Wodecki – „Chałupy welcome to”
Polacy nie gęsi i swój letni hit mają. Mają pewnie więcej, ale z pełną świadomością swych czynów wybieram „Chałupy welcome to”. Po pierwsze w teledysku można „spotkać golasa jak na plaży w Mombassa”, a nawet „golców cały tłum” (prawdziwych, w pełnej krasie, nie jakieś na wpół rozebrane, wstydliwe dziewoje). Po drugie mamy do czynienia z rzadkim połączeniem piosenki dansingowej z elementami latino.
– Ponieważ czasy były „przaśne” – opowiadał autor, Ryszard Poznakowski . – Wpadłem na pomysł, żeby napisać utwór, który będzie w kontrze, do otaczającej nas, niewesołej rzeczywistości. Zespoły rockowe kontestowały, Olewicz pisał ponure teksty, Mogielnicki wieścił „Mniej niż zero”, a ja pomyślałem sobie, że przydałby się „Bahama Mama luz i jesteśmy w Acapulco”.
Tekst, ze wplecionym z premedytacją niegramatycznym zwrotem angielskim, napisała Grażyna Orlińska.
Peter, Bjorn & John – „Young Folks”
Jeśli ktoś chciałby postawić jednak na coś mniej „przaśnego”, może… pogwizdać. „Young Folks” to taka bardziej festiwalowa, intelektualna rozrywka wakacyjna. Rzecz bezczelnie prosta, urokliwie delikatna, trochę bardziej na koniec lata, kiedy zaczyna się robić smutno, że zaraz znów będzie zimno, a znajomi znów zaczną irytować.