Od Britney Spears do surowego, garażowego rocka – poznajcie Agyness B. Marry.
Gra na gitarze i śpiewa, po angielsku, bo dobrze się z tym czuje, komponuje i pisze teksty. Słowem, zdolna z niej dziewczyna. Pseudonim Agyness B. Marry to po prostu wariacja jej imion i nazwiska, bo naprawdę nazywa się Agnieszka Maria Bukowska.
Gitarę miała jej starsza siostra, więc chciała i ona, a gdy usłyszała „Stairway to Heaven” Led Zeppelin uznała, że z Britney Spears przerzuci się na rocka, zatem pokochała Nirvanę. Tak zaczęła się przygoda Agyness B. Mary. Potem była gimnazjalna kapela z koleżankami, a potem demo, mailowe nękanie pracowników Kayaksu, koncerty i wreszcie płyta.
Jak głosi wieść gminna, pierwszy poważny występ odbył się w ramach Spring Brake Showcase Festival & Conference 2014 i był to zaledwie drugi koncert, jaki zagrała jako Agyness B. Marry. Wygrała też w konkursie talentów organizowanym przez firmę produkującą soki, dzięki czemu mogła zaprezentować się przed większą publicznością na festiwalu w Jarocinie.
Były też występy przed Skubasem, Brodką czy Arturem Rojkiem. Na scenie towarzyszą jej Piotr Binkul na basie i perkusista Mateusz Remiszewski.
RECENZJA: Agyness B. Marry – „Agyness B. Marry”
Wracają dziewczyny z gitarami. Jedna z nich pochodzi z Polski, ukrywa się pod szyldem Agyness B. Marry i jest naprawdę fajna.
Przyznam, że singel „Break Up Breakdown” zrobił na mnie wielkie wrażenie. Mocna, wyrazista i gitarowa piosenka. Pełna energii, wpadająca w ucho i tak przyjemnie drapieżna. Po takiej zapowiedzi, oczekiwania wobec reszty albumu były – co zrozumiałe – dość duże. Agyness B. Mary nie zawiodła. Co prawda, drugiego równie przebojowego, zaraźliwego kawałka w zestawie nie znajdziemy, ale całość to naprawdę smakowite, garażowo-rockowe granie. Na dodatek, wbrew pozorom, różnorodne.
Bardzo w muzyce Agyness B. Marry podoba mi się to, że tak naprawdę ciężko ją skategoryzować, zaszufladkować. Bo jak człowiek słyszy miękkie, przybrudzone gitary i chce pisać o grunge’u czy alternatywnym rocku z lat 90., pojawiają się kolorowe motywy i bluesowe odchyły rodem z lat 70. Gdzieś tam słychać pustynne echa, rozpędzoną motorykę, więc miałoby się ochotę wrzucić artystkę do worka z Queens of The Stone Age, ale zaraz robi się bardziej surowo, zadziornie i przypomina się stara PJ Harvey. Jedni znajdą w niej coś z Nicka Cave’a, inni coś z Kurta Cobaina. I wszyscy będą mieli rację. Wokalistka potrafi być mroczna („She Says She Needed a Friend”), ale i liryczna, emocjonalna („Home”). Lubi się dziewczyna wydrzeć i tupnąć nogą, ale i elegancko budować napięcie („My Name is New”). Ceni sobie prostotę, bezpośredniość, co nie znaczy, że brakuje jej polotu.
„Agyness B. Marry” choć brzmi jak mieszanka niemal każdego przynajmniej lekko przybrudzonego gitarowego nurtu, jaki znamy, zaskakuje świeżością i witalnością. Agnieszka Bukowska ujmuje szczerością i naturalnością. Potrafi pisać niebanalne piosenki i grać je tak, że wypadają jednocześnie staromodnie i nowocześnie.
Premiera: 9 marca 2015
Wydawca w Polsce: Kayax
Najlepsze piosenki:
'Break Up Breakdown', 'Dirty Water', 'She Says She Needed a Friend', 'Vaccine'