Foals mają pecha. Już przy okazji premiery „Holy Fire” w 2013 wieszczono im statuetkę Mercury (skończyło się na nominacji), miejsce na szczycie UK Charts (przegrali ze śpiewającą obsadą „Les Miserables”) i rychły set headlinerów na Glastonbury i Leeds & Reading Festival (w tym roku skończyło się na sekretnym secie w Reading, o którym wszyscy wiedzieli tydzień wcześniej).
Jako oddana fanka wysokooktanowego indie łudziłam się, że „What Went Down” przełamie klątwę Foals i przypadną im wszelkie możliwe laury. Na tytuł headlinerów największych festiwali grupa jeszcze czeka (według ostatnich plotek, są faworytami przyszłorocznych line-up-ów T in the Park i Leeds & Reading), a numer jeden na liście sprzedaży sprzed nosa sprzątnął im The Weeknd. Na nominację do Mercury raczej nie mają co liczyć. A szkoda!
RECENZJA: Foals – „What Went Down”
Niby wszyscy mówią, że Foals nagrywają zróżnicowane, niesztampowe kawałki, a Yannis Philippakis mógłby charyzmą obdzielić jeszcze 15 frontmanów, a mimo to oksfordzka formacja nie znajduje się w ścisłym topie w Wielkiej Brytanii. Grupie nie zależy na miejscu na piedestale i tworzeniu muzyki, która spodoba się wszystkim.
Na „What Went Down” brakuje tanecznych hymnów na miarę „My Number”. Najbliższy festiwalowej stylistyce jest singel „Mountain at my Gates”. Chwytliwe riffy nie decydują o jakości tego krążka. Właściwie są drugorzędne. Foals A.D. 2015 brzmią najlepiej, gdy zwalniają tempo. Owszem, zdarzają się wpadki („Birch Tree” brzmi jak odrzut z „Holy Fire”), ale Anglikom nie można zarzucić zachowawczości. Jak mawiał klasyk, łączą style, mieszają gatunki, a etno z „Albatros” i afro-gaze z „Night Swimmers” w ogóle nie gryzą się z surowym desert-rockiem tytułowego singla „What Went Down”.
Foals zmienili także podejście do pisania tekstów, które utraciły osobisty charakter na rzecz bardziej uniwersalnych rozwiązań. – Na „Holy Fire” chcieliśmy świadomie umieszczać personalne aspekty w tekstach piosenek, by przypominały prawdziwe życie, natomiast tym razem woleliśmy odrzucić własny emocjonalny bagaż i pozwolić wypływać słowom prosto z serca, bez analizowania ich i poddawania cenzurze – mówi Yannis Philippakis.- Chciałem wydobyć z siebie wewnętrznego szaleńca, czułem się jakbym walczył z uwięzioną, rozgorączkowaną kreaturą. Część kawałków jest tak szalona i pełna pasji, iż od razu słychać, że nie mogła być efektem długich, mozolnych planów.
Albumu „What Went Down” można słuchać bez końca, nawet po dziesiątym odtworzeniu z rzędu nie męczy. Jest rześki, misternie skonstruowany, bo chwytliwe riffy przeplatają się z wysublimowanymi, cichymi tonami. Na płycie brakuje radiowych przebojów oraz ballad, od których uronimy łezkę. „What Went Down” może za to posłużyć za idealne tło, bo nie nuży, a raczej orzeźwia i dodaje energii.
5 najlepszych piosenek Foals z albumu „What Went Down”
„Mountain At My Gates”
Na płycie „What Went Down” brakuje imprezowych, niezobowiązujących brzmień na miarę „My Number”. Indie-popowy singel „Mountain at my Gates” jest ostatnim tchnieniem tamtej stylistyki, pożegnaniem z czasami „Holy Fire”.
Numer promuje interaktywny teledysk, w całości nakręcony kamerkami Go Pro. Używając kursorów na ekranie możemy sami zdecydować o ustawieniu muzyków w kadrze, w tym multiplikowanego Yannisa Philippakisa.
„Give It All”
W jednym z wywiadów Yannis Philippakis stwierdził, że „Give it All” jest najpiękniejszą piosenką, jaką kiedykolwiek napisał. Nie będziemy się sprzeczać, bo to nie jest kolejna prostolinijna balladka, jakich pełno w eterze. Jej urok tkwi w niemal niedostrzegalnych niuansach. Z pewnością jest to najbardziej wyrafinowany moment na „What Went Down”, początkowo słyszymy zaledwie szept Yannisa Philippakisa, z czasem „Give it All” rozrasta się do majestatycznej, przestrzennej ballady.
„London Thunder”
Obok „Give It All” jest to najbardziej ascetyczny utwór na „What Went Down”. Tak eteryczny, że równie dobrze mógłby znaleźć się w dyskografii London Grammar lub Daughter. Numer otwierają wyłącznie klawisze, później zastępuje je subtelny, ledwie zauważalny riff. Nazwanie „London Thunder” zwykłym smętem byłoby aktem bluźnierstwa.
Balladzie, na przekór, towarzyszy surowy materiał wideo nagrany kamerą przemysłową. W końcu klipy z serii CCTV są znakiem firmowym Foals, kontynuowanym od kilku lat.
„What Went Down”
Numer tytułowy pokazuje nam wściekłą, stoner-rockową odsłonę Foals. Oksfordczycy nigdy przedtem nie grali tak nieokiełznanego, garażowego rocka. Nie tworzyli riffów drażniących wszystkie trzewia. I okazuje się, że robią to doskonale, bo „What Went Down”, mimo całej zadziorności, ma w sobie klasę i brzmi jak idealny soundtrack do kina drogi. Podobny klimat możemy wyczuć w „Snake Oil”, kawałku tak surowym i nieokrzesanym, że nie powstydziłby się go sam Josh Homme.
O piosence zresztą pisaliśmy już przy okazji „13 najlepszych piosenek czerwca 2015”.
„A Knife In The Ocean”
Wygląda na to, że w „What Went Down” Foals zostawili najlepszy kąsek na sam koniec. Masywny, siedmiominutowy numer „A Knife In The Ocean” chłodnym, przestrzennym brzmieniem nawiązuje do „Spanish Sahara”. Yannis Philippakis jest jednym z niewielu mainstreamowych muzyków obdarzonych synestezją i akurat w tym kawałku doskonale to słychać. A mimo to kawałek jest dość oszczędny, daleki od brzmienia z czasów debiutu, które dziś Foals określają mianem „majakami konającego orła” i zdecydowanie nie chcą do niego powracać.
Bonus: 3 najlepsze momenty Yannissa Philippakisa
Foals nie da się nie lubić, szczególnie z powodu Yannisa Philippakisa. Jest przeciwieństwem rzeszy muzyków, których Serge Pizzorno, dosadnie opisał mianem „maminsynków, którzy po koncercie jedzą brokuły i chowają się za ekranami laptopów”.
1) Zero tolerancji dla chamstwa i rasizmu – w 2008 roku Yannis Philippakis, choć anonimowy, nie bał się dać w twarz samemu Johnowi Lyndonowi. A ten zasłużył za prostackie, rasistowskie odzywki do Kelego Okereke z Bloc Party. Philippakis został aresztowany, ale pobytu za kratkami nie żałuje do dziś.
2) Nie lubi dyktatury selfie i You Tube’a – Foals celowo nie grali przedpremierowo kawałków z krążka „What Went Down”, by nie dawać satysfakcji ludziom, którzy zamiast bawić się na koncercie, nagrywają filmiki jakości kalkulatora Casio i umieszczają je w sieci.
– Mieliśmy zabukowanych kilka festiwali w tym sezonie i korciło nas, żeby zagrać coś nowego – mówi lider Foals w wywiadzie dla „NME”. – Przez You Tube musieliśmy trzymać języki na kłódkę i czekać z niespodzianką aż do premiery.
3) Yannis Philippakis słynie z ciętego języka. Ostatnio stwierdził, że headlinerski koncert Kanyego Westa na Glastonbury nie był niczym nadzwyczajnym, choć prywatnie go lubi. Suchej nitki nie pozostawił za to na artystach, którzy wybijają się dzięki programom talent show.
– Narobimy sobie jednego, wielkiego wstydu, jeżeli jedynym kanałem, przez jaki dzieciaki będą poznawać nowych artystów, będzie „X Factor” – mówi Yannis Philippakis. – Na szczęście chyba tak się nie stanie. Istnieje grupa ludzi, która ogląda takie rzeczy, innni patrzą na tego typu programy z podejrzliwością i niesmakiem.
Zachęcamy też do przeczytania naszego wakacyjnego tekstu „7 najlepszych piosenek Foals” a na tej stronie można kupić sobie oryginalną koszulkę Foals.