Fajnie, że młodą dziewczynę ciągnie do rockowego grania. Talyor Momsen mogła przecież skupić się na karierze aktorskiej czy byciu modelką i czesać grubą kasę.
Jeszcze w maju 2013 roku ukazała się pierwsza zapowiedź drugiego albumu The Pretty Reckless. W czerwcu 2013 fani mogli zobaczyć pierwszą tekstówkę do piosenki „Follow Me Down”. Miesiąc później pojawiła się kompozycja „Burn”. Tytułowa piosenka „Going to Hell” miała premierę w magazynie Revolver 19 września, a pięć dni później ukazała się ona jako oficjalny singel. Gdy wydawało się, że album zostanie wydany jesienią 2013 roku, kapela popadła w konflikt z wytwórnią Interscope/Universal i w efekcie związała się z Razor & Tie. Zmiana wydawcy zaowocowała półrocznym opóźnieniem premiery. Teledysk do „Going to Hell” zadebiutował 16 października, piosenka „Heaven Knows” została wydana jako drugi singel 19 września.
Pełną tracklistę oraz okładkę poznaliśmy 21 stycznia 2014 roku.
Warto wspomnieć, że album był nagrywany w Water Music Recording Studios w Hoboken w stanie New Jersey. W wyniku huraganu Sandy w październiku 2012 roku kapela straciła nie tylko sporo sprzętu, ale także nagrane już piosenki na album. W efekcie materiał trzeba było zarejestrować po raz kolejny. The Pretty Reckless dokonali tego w tym samym studiu pod okiem producenta Kato Khandwali.
RECENZJA The Pretty Reckless – „Going To Hell”
Zawartość „Going To Hell” utwierdza w przekonaniu, że Talyor Momsen jeszcze namiesza.
Fajnie, że młodą dziewczynę ciągnie do rockowego grania. Talyor Momsen mogła przecież skupić się na karierze aktorskiej czy byciu modelką i czesać grubą kasę. Mogła też wybrać jakiś bardziej bezpieczny rodzaj muzyki, wynająć – bo stać ją na to – któregoś z najsłynniejszych producentów. Z tego też kasa z pewnością by była, i to łatwa. Postawiła jednak na rock. Całkiem rasowy rock. Widać też, że dziewczyna traktuje granie poważne. Koncertów kapela ma na koncie już kilkaset, „Going to Hell” to już drugi longplay. Co najważniejsze – lepszy od poprzedniego.
Zaczyna się od mocnego uderzenia. „Follow Me Down” ma wszystko, czego można oczekiwać od porządnego rockera. Jest mocny, bujający riff, są refreny, które zapadają w pamięć i odpowiednio drapieżne wokale Taylor Momsen.
„Heaven Knows” to kawałek utrzymany w konwencji „I Love Rock’n’Roll” (oczywiście w wersji spopularyzowanej przez Joan Jett).
Nawiązań do klasyki rocka jest dużo. Riff „Sweet Things” kojarzy się z „Children Of The Grave” Black Sabbath. Ale dzieje się tu znacznie więcej, bo gdzieś w środku jest spokojniej, niemalże beatlesowsko. Później Taylor Momsen pokazuje, że potrafi także całkiem fajnie się wydzierać. Szkoda tylko, że robi to tak rzadko. Na drugim biegunie jest wspomniany już „Follow Me Down”, gdzie artystka śpiewa w anielski i uwodzicielski sposób, właściwy dla Shirley Manson z Garbage (panowie wiedzą, o co chodzi).
Pozostając przy temacie zapożyczeń, w „Why’d You Bring a Shotgun to the Party” natrafimy na wyraźne odniesienia do Marilyna Mansona (wspólne koncerty pewnie zrobiły swoje). Refreny „House on a Hill” z kolei przywodzić mogą na myśl Scars On Broadway, kapelę Darona z System Of A Down. OK – The Pretty Reckless podkradają, ale wzorce mają niczego sobie.
„Going to Hell” to porcja solidnego rocka i płyta na tyle dobra, że błędem byłoby ignorowanie Taylor Momsen. Nie będę zdziwiony, jeśli za kilka lat wyrośnie ona na czołową postać kobiecego hard rocka. Taylor ma do tego niezbędne atuty – śpiewać potrafi, nosa do chwytliwych riffów i melodii też nie można jej odmówić. Fotel po Courtney Love przecież od dawna stoi pusty.
P.S. Gdyby tylko przytyła kilka kilogramów, pewnie powiesiłbym sobie jej plakat nad łóżkiem. No dobra, i tak powieszę.
Najlepsze piosenki:
'Sweet Things', 'Follow Me Down' oraz 'House on a Hill'