Mocne riffy i pełen ognia wokal. Tak nową płytę Skunk Anansie zapowiada wydawca.
To, co piszą wytwórnie należy najczęściej traktować z dużym dystansem, ale trzeba przyznać, że na „Anarchytecture” znajdźmy naprawdę smakowite riffy, a głos Skin pozostaje jednym z najlepszych, najbardziej elektryzujących w rockowym świecie. Należy niemniej dodać, że zespół nie boi się bardziej klubowej elektroniki, nie stroni również od lżejszych elementów. Chociaż nie znajdziemy tu nic tak poruszającego jak „Brazen”, tak mrocznego i niepokojącego jak „Charlie Big Potato” czy wściekłego i dzikiego jak „The Skank Heads”, to mamy do czynienia z ciągle jedynym w swoim rodzaju Skunk Anansie.
Materiał powstawał w studiu RAK w Londynie. Nad brzmieniem czuwał Tom Dalgety, który wcześniej pracował z Royal Blood, Killing Joke czy Band of Skulls.
RECENZJA: Skunk Anansie – „Anarchytecture”
Nowa płyta Skunk Anansie nie jest genialna, nie jest równa, nie jest spójna, nie jest też nowoczesna ani nawet współczesna. Nie ma to jednak większego znaczenia. „Anarchytecture” słucha się z rozkoszą (acz nie dziką).
Po premierze szóstego albumu angielskiej formacji, jej pozycja na rynku w żadnej mierze się nie zmieni. Nowy krążek nie wyniesie Skin i jej kolegów na szczyty. Nadal będą świetnie sprawdzać się na żywo, ale nie awansują do roli headlinerów. Ci, którzy jednak czy w tym, czy poprzednim stuleciu pokochali Skunk Anansie, na pewno znajdą tu coś dla siebie.
Zagadką jest dla mnie wybór na singel „Love Someone Else”. Numer niezły, chwytliwy, ale jednak dość popowy, trochę miałki. Tymczasem „Anarchytecture”, przynajmniej momentami, jest najbardziej drapieżną płytą, jaką Anglicy nagrali po reaktywacji w 2009 roku. Prawdę mówiąc, ten album najbardziej przypomina Skunk Anansie z lat 90. Nie ma co prawda już tej młodzieńczej wściekłości, co jest w sumie zrozumiałe zważywszy na wiek muzyków, za to jest ogień, szczere zaangażowanie i naprawdę świetne, chłoszczące gitary owszem. Nawet jeśli pojawia się beat, coś na wzór tanecznego rytmu jak w „In The Back Room”, skontrowane jest to z klasycznym rockowym graniem. Mamy też naprawdę solidne, tłuste ciężkie brzmienie („Suckers!”), hardrockowy, stadionowy numer („Bullets”) czy mocno gitarową, pełną emocji balladę z ładnie rozedrganym basem („Without You”).
Obok naprawdę udanych kawałków niestety pojawia się kilka słabszych, a w zasadzie takich, które po prostu szybko się zapomina. Ciężko też zarzucić Skunk Anansie podążanie za trendami i trzymanie ręki na pulsie, bo chwilami te piosenki wypadają oldschoolowo, by nie powiedzieć staromodnie. Nie ma to jednak wielkiego znaczenia, bo jeśli ktoś chce posłuchać niezłych, rockowych piosenek z niesamowitą wokalistką, „Anarchytecture” absolutnie się nada.
Można się przyczepić do wielu rzeczy na „Anarchytecture”, można jednak też machnąć ręką na te niedoskonałości i po prostu cieszyć się z soczystych dźwięków, pełnego pasji wokalu i niedającej się podrobić energii.