Lubię Darię Zawiałow, Bruce’a Springsteena i Beyoncé, ale zakończony właśnie Mystic Festival przypomniał mi, że w głębi serca jestem też fanką metalu. A najlepsze zło, to zło w wersji koncertowej, szczególnie w postaci kilkudniowej imprezy. Kto jeszcze nigdy nie był na metalowym festiwalu, niech to jak najszybciej nadrobi. Szczerze polecam.
Zdaję sobie sprawę, że piekielne dźwięki są nie dla wszystkich. Rozumiem również, że z daleka metalowy festiwal może wydawać się groźny. Na przykładzie Mystic Festivalu, który właśnie odbył się w Krakowie, zapewniam jednak, że na metalowej imprezie znajdziemy wiele dobra.
7. Nie tylko black no. 1
Zacznijmy od prostej sprawy – dress code. Tak, czarny jest kolorem dominującym, ale w żadnej mierze obligatoryjnym. Kolorowe t-shirty, kwieciste sukienki, białe adidasy, a nawet seledynowe szorty też mogą być. Na sportowo, ale i na gotycko. Nikogo w garsonce czy garniaku nie widziałam, ale też by przeszło. Jeśli więc nie posiadacie koszulki ze Slayerem albo katany z telewizorkiem i naszywkami Iron Maiden, nic się nie bójcie. W swych normalnych nieczarnych ciuchach, nie będziecie się w metalowym tłumie wyróżniać.
6. Nie taki diabeł straszny
Na festiwalu takim jak na przykład Mystic, wbrew temu co niektórzy myślą, nie znajdziemy wyłącznie facetów w wieku od 17 do 57 lat. Demografia pełna – od zagubionych nieco, ale wyraźnie podekscytowanych nastolatek przez rodziny z brykającymi dziećmi dopiero opanowującymi sztukę handbangingu, po pary siwowłosych emerytów w czułym uścisku wspominających czasy, gdy Max Cavalera jeszcze jakoś wyglądał. Owszem, piwa nie brakuje, ale kolejka za kawą i lodami też była.
5. Sabbath Bloody Sabbath
Może nie wszyscy uznają to za atut, ale ja cenię sobie w życiu stałe elementy, nienaruszalne ostoje. To daje poczucie bezpieczeństwa, pewien komfort psychiczny. Takim pewnikiem na metalowych imprezach jest Black Sabbath. Wybierając się na „festiwal zła”, na 99,9 procent w takiej bądź innej wersji usłyszycie Black Sabbath. Albo w czyimś coverze, albo przynajmniej z głośników przed show. A Black Sabbath zawsze dobrze słyszeć, bo to jeden z najważniejszych zespołów wszech czasów i tyle (czytaj 13 najlepszych piosenek Black Sabbath).
4. Nowa fala festiwalowego metalu
Jeśli ktoś jest regularnym bywalcem rozmaitych festiwali w Polsce, wie, że ich jakość – jeśli chodzi o ofertę pozamuzyczną – w ostatnich latach drastycznie się poprawiła. Jak dowodzi Mystic Festival – to samo dotyczy metalowych imprez. Teren festiwalu został zmyślnie zorganizowany – przyjazne odległości między scenami, ponadto liczne toi toie w zaskakująco różowiastym kolorze i nieco zielonej, trawiastej przestrzeni do leniuchowania/leżakowania. Do tego bogata strefa gastro, piwo nie tylko w rozcieńczonej wersji korporacyjnej, ale i w opcji craftowej dla smakoszy. Wieczorem natomiast klimat robiły ogrodowe girlandy. Nie mówiąc o przyjemnej klimie i murowanych łazienkach w hali.
3. Metaloplastyka
Mystic Festival – przynajmniej na razie – nie ma na wzór OFF Festivalu Kawiarni Literackiej (acz oczyma wyobraźni już widzę Łukasza Orbitowskiego w roli kuratora takiego przybytku) czy Sceny Teatralnej jak na Open’erze, ale sztuka i na tej imprezie zagościła. Przy wejściu festiwalowiczów witała wielgaśna rzeźba ręki w znajomym geście, natomiast strefa lepszego piwa oznaczona była modnymi „zardzewiałymi” szyldami. Przyczółkiem sztuki była jednak przede wszystkim horrorowo przyozdobiona scena The Shrine. Zwisające z latarni truposze robiły spore wrażenie.
2. Girls, girls, girls
Pamiętam moje pierwsze metalowe festiwale – kilkanaście lat temu, któreś tam edycje Metalmanii w katowickim Spodku. Cieszyłam się, że w końcu jakieś miejsce, jakaś impreza, gdzie kolejka w toalecie dla mężczyzn jest dłuższa niż tej dla kobiet! Ta reguła już nie obowiązuje. Na metalowe maratony koncertowe, czego dowiódł Mystic Festival, przychodzi mnóstwo dziewczyn. Fantastycznych i najróżniejszych. Nie tylko w czarnych sukniach, nie tylko w kabaretkach, z mocnym czarnym makijażem. Były również dziewczyny w modnych trampkach i niemodnych balerinach. Znalazły się panie w sandałkach, na obcasie i glanach. W letnich sukienkach i banalnych, beżowych t-shirtach. Wyglądających jak modelki z okładki i przeciętnych „Jennys from the block”. Blondynek, rudnych, brunetek i z kolorowymi włosami. Solo, w parach i w grupach.
1. People=shit? No!
Uwielbiam koncerty i festiwale w ogóle. Jedni wybierają wakacje all inclusive w egzotycznym kurorcie, inni ekstremalne sporty, a ja muzykę na żywo. I najlepiej czuję się właśnie na metalowych imprezach. Tu nie ma zblazowania czy lansu. Na takie koncerty znacząca większość przychodzi jednak po prostu dla muzyki, by zobaczyć swego idola (poznałam przemiłą parę Greków, którzy przylecieli na występ Kinga Diamonda). Poza tym, jeśli kiedykolwiek w życiu czuliście, że nie do końca pasujecie do reszty, mieliście wrażenie, że jesteście trochę odludkami, że może nawet jesteście dziwakami – na metalowym festiwalu poczujecie się jak w domu. Wśród wszelkiej maści uśmiechniętych, cieszących się z muzycznych doznań dziwaków, którym nawet nie przyjdzie do głowy oceniać, jak wyglądacie.