Nowy album Florence and the Machine „How Big, How Blue, How Beautiful” zmiażdży Was, przygniecie i zniszczy. Pod warunkiem, że odpowiednio podkręcicie potencjometr.
Florence Welch cieszy się wyjątkową popularnością w Polsce. Artystka grała już w Polsce a mimo to na facebooku powstała właśnie strona „Chcemy koncertu Florence and the Machine w Polsce w 2015”. Trudno się dziwić. Florence Welch należy bowiem do tego niezbyt wielkiego grona artystów, którzy trafiają swoją estetyką do dużego grona odbiorców, a jednocześnie pozostają wierni sobie i autentyczni w swoich działaniach artystycznych.
Zapewne życzenie polskich fanów zostanie spełnione bo… czemu nie? W końcu Florence Welch jest skarbem dla organizatorów koncertów. Ryzyko wpadki finansowej zerowe.
Zanim więc Florence Welch do nas przyjedzie kilka faktów z jej życia i recenzja najnowszego albumu „How Big, How Blue, How Beautiful”.
Choć Florence miała zdiagnozowaną dysleksję i dyspraksję na studiach w Alleyn’s School radziła sobie całkiem dobrze. By zobaczyć dokąd może jej zaprowadzić jej fascynacja muzyką Florence wzięła jednak roczny urlop na studiach. Jej kariera tak się potoczyła, że na studia już nigdy nie wróciła.
Nazwa kapeli Florence powstała przez przypadek. Artystka stworzyła ze swoją przyjaciółką Isabellą Summers zespół Florrible and Misrabella. Występowała także pod nazwą Florence Robot and Isabella Machine. Gdy artystka zdała sobie sprawę, że długa nazwa doprowadza ją do szału było już za późno.
Florence Welch jako swoją największą inspirację wymienia Grace Slick, amerykańską artystkę, która największe sukcesy odnosiła na przełomie lat 60. i 70. jako wokalistka Jefferson Airplane.
Beyoncé wymienia natomiast Florence and the Machine jako inspirację dla powstania jej albumu „4”.
O piosenkach Angielki pisaliśmy już dawno temu w tekście „3 najlepsze piosenki Florence and the Machine”.
O piosenkach z albumu „How Big, How Blue, How Beautiful” pisaliśmy już także w podsumowaniu najlepszych piosenek lutego 2015.
RECENZJA: Florence and the Machine – „How Big, How Blue, How Beautiful”
W zasadzie wszystko, co trzeba wiedzieć na temat trzeciej płyty Florence and the Machine mówi nam tytuł.
Przyznam, że publikowane przed premierą pojedyncze nagrania mną nie wstrząsnęły. Wydawały się trochę bez wyrazu, bez tej magicznej otoczki, mistycyzmu. Po sprawdzeniu całości „How Big, How Blue, How Beautiful” już wiem dlaczego. To nie są piosenki do słuchania w radiu, na YouTube, gdzieś między pracą, a gotowaniem obiadu. By w pełni docenić te wielkie, smutne, piękne piosenki trzeba, by były one naprawdę głośne. By ryczały z głośników, zakłócały sąsiadom grillowanie i budziły śpiące niemowlaki. Wtedy dopiero robią wrażenie.
Florence nagrała z zespołem album, który będzie pasować do jej koncertów, a raczej do rozmiarów jej koncertów. Do wielkich scen, wyprzedanych festiwali, wielotysięcznych hal czy nawet stadionów. Zamiast plumkania na harfie, natchnione dęciaki, zamiast rytmicznych, plemiennych rytmów, szybujące na skrzydłach smyków melodie, zamiast subtelnych, migoczących detali, porywające huragany dźwięków. Ujmując rzecz kolokwialnie, Florence wyszła z brytyjskiego lasu i poszła prosto do Hollywood.
Niewątpliwie słychać amerykańskie wpływy, sporo folkowych odniesień („Ship to Wreck”), klimatu Kalifornii, i tej pustynnej („Queen of Peace”), i tej wielkomiejskiej („Third Eye”). Wokalne harmonie, bogate, barokowe aranżacje, ale przeplecione rockowym ogniem („Mother”). Zdarzają się skromniejsze, bardziej delikatne, oszczędne propozycje, jak „Long & Lost”, znakomita większość materiału jest jednak – najprościej mówiąc – wielka i piękna, i trochę smutna też. Bez zmiany pozostało zamiłowanie Welch do dramaturgii i wokalnej egzaltacji, lecz na „How Big, How Blue, How Beautiful” emocje zostały dodatkowo podbite, uwypuklone i spotęgowane potężnym brzmieniem i aranżacjami na miarę wielkich kinowych produkcji.
Na pewno znajdą się tacy, którzy będą zarzucać Angielce i jej świcie zaprzedanie się komercji, zboczenie na drogę mainstreamu. Trochę racji na pewno będą mieli, ale nie wierzę, że nie machną na to ręką, gdy usłyszą na żywo, zagrane z pełnym powerem, ogłuszające „What Kind of Man”.
Data premiery: 29 maja
Wydawca w Polsce: Universal Music Polska